REKLAMA
TYLKO U NAS

Jacek Bartosiak: Nowy „atom” już tu jest. Zdecyduje o wyniku wojny szybciej niż człowiek

Tomasz Goss-Strzelecki2025-10-10 12:00zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl
publikacja
2025-10-10 12:00

Wojna na Ukrainie pokazała, że o zwycięstwie nie decyduje już tylko liczba czołgów i żołnierzy. Prawdziwa rewolucja dzieje się gdzie indziej – w sferze danych i algorytmów. Jak twierdzi w wywiadzie dla Bankier.pl Jacek Bartosiak, ekspert ds. geostrategii, na naszych oczach rodzi się nowa broń strategiczna, potężniejsza niż wszystko, co znaliśmy do tej pory.

Jacek Bartosiak: Nowy „atom” już tu jest. Zdecyduje o wyniku wojny szybciej niż człowiek
Jacek Bartosiak: Nowy „atom” już tu jest. Zdecyduje o wyniku wojny szybciej niż człowiek
/ Materiały prasowe

Tomasz Goss-Strzelecki, Bankier.pl: Gdyby w lutym 2022 roku Rosjanom udało się zająć Kijów w ciągu kilku dni, jak wyglądałaby dziś Polska i Europa? Gdzie stałyby dziś rosyjskie wojska?

Jacek Bartosiak, założyciel i właściciel think tanku Strategy & Future, ekspert do spraw geostrategii: Gdyby Kijów upadł w 2022 roku, Polska znalazłaby się w zupełnie innym świecie strategicznym. Nie mielibyśmy dziś do czynienia z linią frontu na wschodzie Ukrainy, lecz z granicą rosyjskiej strefy wpływów biegnącą przez Bug. Nasz kraj znalazłby się pod ogromną presją – militarną, polityczną i psychologiczną. Moskwa zażądałaby redefinicji ładu bezpieczeństwa w Europie, ograniczenia obecności NATO w regionie, a wobec państw bałtyckich i Polski wysunęłaby ultimatum podporządkowania się rosyjskiej wizji bezpieczeństwa kontynentu. W praktyce byłby to powrót do stref wpływów sprzed 1989 roku. W takiej sytuacji wojna mogłaby ponownie zawitać do Polski – tym razem bezpośrednio.

Taki scenariusz pokazujemy w grze „Systemic War” (konsultantem tej gry komputerowej i współwłaścicielem produkującego ją studia jest Jacek Bartosiak, demo gry zostanie udostępnione 13 października – red.), ponieważ historia uczy, że konflikty nie mają jedynie wymiaru militarnego. To procesy systemowe – zderzenie struktur politycznych, gospodarczych i technologicznych.

W 1914 roku nikt nie planował globalnej wojny, a mimo to logika rywalizacji doprowadziła do katastrofy. Upadek Kijowa byłby dziś odpowiednikiem zamachu w Sarajewie – punktem, który uruchomiłby lawinę wydarzeń, nad którymi nikt nie miałby już pełnej kontroli.

Historia lubi się powtarzać, zwłaszcza wtedy, gdy ludzie przestają jej słuchać. Przed 1914 rokiem wszyscy byli przekonani, że globalna wojna jest niemożliwa – gospodarki były zbyt zintegrowane, elity zbyt racjonalne. A jednak wystarczyła seria błędnych decyzji, by świat runął w chaos. Dziś widzimy podobne mechanizmy: sojusze, które zamiast stabilizować, potęgują napięcia; technologie, które zamiast dawać przewagę, zwiększają ryzyko błędu. „Systemic War” to właśnie próba uchwycenia tych zjawisk – zanim historia znów wymknie się spod kontroli.

Wojna na Ukrainie pokazała, jak skuteczne potrafią być tanie drony w niszczeniu bardzo drogiego sprzętu jak czołgi czy śmigłowce. Polska tymczasem wydaje miliardy na tego typu uzbrojenie. Czy masowe inwestowanie w ciężki sprzęt pancerny i lotnictwo jest wciąż uzasadnione?

Wojna na Ukrainie zburzyła dotychczasowe wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać armia. Ujawniła, że nie ilość ciężkiego sprzętu, ale jego sposób użycia i integracja systemowa decydują o skuteczności. Czołgi i śmigłowce pozostają potrzebne, lecz ich rola się zmienia – to nie sam sprzęt, ale sieć decyduje o wyniku starcia. Wojsko musi być zdolne do błyskawicznego reagowania, rozproszonego działania, elastycznego dowodzenia i współdziałania z cywilną infrastrukturą informacyjną.

Nie chodzi więc wyłącznie o nową technologię, ale o nową filozofię wojny. Model Armii Nowego Wzoru zakłada, że bezpieczeństwo musi być budowane na samodzielności strategicznej – państwo powinno mieć własne zdolności odstraszania, własne systemy produkcji i własny potencjał poznawczy. Sojusze są potrzebne, ale tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie utrzymać system przy życiu nawet w razie ich pęknięcia. Historia uczy, że gdy łańcuch sojuszy się rwie, przetrwają tylko ci, którzy mają własne źródło energii strategicznej.

Kiedy dojdziemy do momentu, w którym wojny będą prowadzone głównie przez roboty, drony i algorytmy, a nie przez ludzi? To perspektywa kilku czy raczej kilkudziesięciu lat?

Jesteśmy w przededniu nowej epoki wojny – zautomatyzowanej, nieliniowej i zdecentralizowanej. Na Ukrainie widać pierwsze symptomy: roje dronów atakujących wroga, systemy sztucznej inteligencji analizujące dane z pola walki w czasie rzeczywistym, oprogramowanie przewidujące ruchy przeciwnika szybciej, niż człowiek zdąży zareagować.

To zmienia istotę konfliktu. Człowiek przestaje być głównym decydentem – staje się elementem w większej maszynie decyzyjnej. Wojna przesuwa się z pola fizycznego w sferę danych. Paradoksalnie może to ograniczyć liczbę ofiar, ale jednocześnie rodzi pytanie o kontrolę: kto będzie decydował o momencie użycia broni, gdy algorytmy zaczną podejmować decyzje szybciej niż politycy? To nie jest science fiction – to teraźniejszość, która rozgrywa się na naszych oczach.

Czy AI stanie się nową bronią strategiczną? Jaką rolę w przyszłych konfliktach i równowadze sił odegra? 

Sztuczna inteligencja już jest bronią strategiczną – choć jeszcze nie w pełni to rozumiemy.
Decyduje o tempie reakcji, o dostępie do informacji, o automatyzacji decyzji w czasie rzeczywistym. To oznacza, że AI zaczyna wpływać nie tylko na taktykę, ale na samą filozofię prowadzenia wojny.

W świecie, gdzie liczy się sekunda przewagi, to nie liczba żołnierzy czy czołgów będzie kluczowa, ale zdolność przetwarzania danych, rozpoznania i adaptacji. Ten, kto szybciej rozumie pole walki, wygrywa – niezależnie od liczebności armii.

Dlatego AI stanie się tym, czym w XX wieku była broń jądrowa: czynnikiem odstraszania, ale też niepewności. Nie chodzi już o to, kto ma większy arsenał, tylko kto lepiej rozumie system i potrafi go modelować.

Głosi pan tezę, że globalna wojna systemowa trwa od 2018 r. i rozpoczął ją Donald Trump, decydując się m.in. na cła i ograniczenia wobec Chin. Znów u władzy jest Trump i już widzieliśmy kolejne odsłony tego starcia. Kto dziś wygrywa?

Globalna wojna systemowa trwa – rozpoczęła się w 2018 roku, gdy Donald Trump uderzył w Chiny cłami i ograniczeniami technologicznymi. To był początek rozdzielania się dwóch porządków świata. Od tamtej pory obserwujemy powstawanie dwóch bloków: amerykańskiego i chińskiego, które coraz rzadziej się przenikają.

Trump, wracając dziś do władzy, kontynuuje ten proces. Chiny zyskały samowystarczalność technologiczną i gospodarczo zniosły presję Zachodu. USA z kolei zacieśniły kontrolę nad Europą – przejęły kapitał, know-how i strategiczne sektory energetyczne. Europa, choć formalnie zjednoczona, staje się peryferium amerykańskiego systemu. W relacjach z globalnym Południem natomiast Ameryka traci zaufanie. Świat się rozwarstwia – staje się policentryczny. Wynik tej wojny nie jest jeszcze rozstrzygnięty, ale jedno jest pewne: stary porządek już nie wróci.

Czy ta rywalizacja technologiczna, gospodarcza i polityczna doprowadzi kiedyś do otwartego konfliktu zbrojnego? W czyim taki konflikt leżałby interesie?

Wojny nie wybuchają dlatego, że ktoś je planuje. Wybuchają, gdy system dochodzi do punktu przeciążenia. Wystarczy, że napięcia gospodarcze, technologiczne i polityczne nałożą się na siebie i uruchomią mechanizm wzajemnych reakcji. Każde państwo, próbując się zabezpieczyć, podejmuje działania, które inni odczytują jako zagrożenie – i tak spiralnie wspinamy się po drabinie eskalacji.

Właśnie tak wyglądała droga do I wojny światowej: cła, blokady, wojny informacyjne i finansowe, które ostatecznie przerodziły się w konflikt kinetyczny.

Dziś mechanika systemu działa podobnie. Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, a także mocarstwa regionalne – każdy z tych graczy próbuje „zresetować” układ sił na swoją korzyść. Brak zaufania staje się głównym paliwem polityki. Świat coraz bardziej przypomina orkiestrę, w której każdy gra własną melodię, a nikt już nie słucha dyrygenta.

Dla inwestorów istotnym aspektem są finansowe konsekwencje globalnej rywalizacji. Chodzi m.in. o dolara – Ameryka stoi w rozkroku: z jednej strony potrzebuje słabej waluty do obsługi swojego długu, z drugiej globalna dominacja dolara jest filarem jej potęgi. Ale również o złoto, które bije rekordy i zawsze jest chętnie kupowane w niespokojnych czasach. Jakie scenariusze dla systemu finansowego wydają się panu realne w najbliższych latach?

Finanse są dziś polem bitwy równie ważnym jak przestrzeń powietrzna czy cyberprzestrzeń. Amerykański system fiskalny traci wiarygodność – dług publiczny stał się narzędziem politycznym, a nie ekonomicznym. Waszyngton będzie próbował rozładować napięcia poprzez nacisk geopolityczny: wymuszanie nowych układów handlowych, przymusowe inwestycje sojuszników, przerzucanie kosztów kryzysu na resztę świata.

W tym kontekście dolar znajduje się w pułapce: Ameryka potrzebuje słabej waluty do obsługi długu, ale mocnego dolara, by utrzymać globalne przywództwo. Każda próba pogodzenia tych sprzeczności zwiększa ryzyko chaosu finansowego. Rosnące znaczenie złota, kryptowalut czy rozliczeń w juanach to symptom erozji dawnego ładu monetarnego. Świat finansów wchodzi w okres wielkiej zmiany, w której nie ma już bezpiecznych przystani – są tylko strefy mniejszego ryzyka.

Wróćmy jeszcze na nasz kontynent. Czy pana zdaniem Unia Europejska wyjdzie z obecnego kryzysu silniejsza, czy raczej czeka nas jej polityczna fragmentacja?

Europa stoi przed najtrudniejszym wyborem od końca zimnej wojny. Przez dekady wierzyliśmy, że geopolityka została zastąpiona przez prawo, handel i integrację. Tymczasem wojna na Ukrainie brutalnie przypomniała, że świat wciąż rządzi się logiką siły. Unia Europejska reaguje, ale reaguje z opóźnieniem – bez wspólnej armii, bez wspólnego systemu odstraszania i z ograniczonym wpływem na otaczającą rzeczywistość.

Dziś Europa musi zdecydować: czy chce być podmiotem, czy jedynie przestrzenią rozgrywek między innymi. Stany Zjednoczone są gwarantem jej bezpieczeństwa, ale ich interesy nie zawsze są zbieżne z europejskimi. Jeśli Europa nie zbuduje własnego potencjału strategicznego – gospodarczego, militarnego i technologicznego – pozostanie jedynie przedłużeniem cudzej strategii.

Źródło:
Tomasz Goss-Strzelecki
Tomasz Goss-Strzelecki
zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl

Od stycznia 2025 r. zastępca redaktora naczelnego Bankier.pl. Wcześniej przez ponad dwie dekady związany z Gazetą Giełdy i Inwestorów „Parkiet”, gdzie przeszedł ścieżkę od dziennikarza w dziale zagranicznym do stanowiska zastępcy redaktora naczelnego, odpowiedzialnego m.in. za sekcję finansowo-gospodarczą oraz treści na portalu parkiet.com. Posiada licencję maklera papierów wartościowych.

Tematy
Miejski model Ford Puma. Trwa wyjątkowa wyprzedaż

Komentarze (32)

dodaj komentarz
jaszczura
Bartosiak jest od lat pudłem rezonansowym narracji chińsko-rosyjskich. "Zwyczajni internauci" proszę o minusy.
platfusoptymista
Nie masz racji koleś. But jest na innej nodze
antyoni
Kolejny expired expierd! Hahahahahaha!!!!!!
(usunięty)
(wiadomość usunięta przez moderatora)
jaszczura
Ale jak widzisz sieci neuronowe z kremla stawiają Ci wytrwale minusy.
sterl
Może byłoby po prostu bezpiecznie gdyby nie było banderowców? po co zaraz snuć jakieś dyrdymały? wyssane z palca?
itso_egg
ja jetem po tej stronie i widzę ze nato to nieporozumienie nie trzeba być moskalem co to za sojusz co pozwala na proces degenelaicji we własnych szeregach generałowie z usa i polski to sie tylko na emeryturę nadają a to tylko maja dobre wojsko do walki z cywilami i juz tu można zacząć kwestionować czy z krajami 3 świata to jest jedno ja jetem po tej stronie i widzę ze nato to nieporozumienie nie trzeba być moskalem co to za sojusz co pozwala na proces degenelaicji we własnych szeregach generałowie z usa i polski to sie tylko na emeryturę nadają a to tylko maja dobre wojsko do walki z cywilami i juz tu można zacząć kwestionować czy z krajami 3 świata to jest jedno wielkie nieporozumienie ta organizacja was nie ochroni a wrecz przeciwnie sle sygnały do moskali ze sie z dronami poradzić nie potrafią igrają z naszym życiem nie potrafią sie adaptować nie potrafią wydawać we własny potencjał rozkład taki sam jak rozkład sytemu ta sama choroba
pantusk
mgr Bartosiak to ten m.in. od Polskiej Bomby Atomowej i Międzymorza - sojuszu Polski ,Litwy , Ukrainy ,Białorusi , Rumuni , Bułgarii , Serbii ,odebrano mu tytuł dr , nikt go nie traktuje poważnie oprócz marzycieli o Polskiej Mocarstwowości
itso_egg
nikt tu w regionie niema ambicji mocarstwowej no może poza anty mocarstwową chcemy spokoju i będziemy go mieć
jaszczura odpowiada itso_egg
chcecie tylko taniej ropy i gazu od matuszki

Powiązane: Wojna w Ukrainie

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki