W złoto można zainwestować, można się przez nie spłukać z oszczędności, ale co ciekawe - można je wypłukać - i to z polskich rzek. Minerały, w tym samorodki, znajdziemy niemal wszędzie, a już szczególnie na Dolnym Śląsku. Jak podejść do tego szlachetnego hobby, co kupić, o jakie zgody należy się postarać i - przede wszystkim - gdzie jechać, rozmawiamy z Kubą Dudzińskim i jego synem Olkiem, który w tym roku zdobył, a raczej wypłukał, tytuł, mistrza świata juniorów.


- Złoto się po prostu... świeci i się nie przemieszcza, kiedy wszystko inne wypłukuje się z misy, dzięki ruchom płukacza - tak panowie Dudzińscy opisują swoje niezwykłe hobby, które wyniosło ich do światowej czołówki poszukiwaczy minerałów.
Tą pasją zaraziła ich świętej pamięci Roksana "Rock'si" Knapik, wyśmienita geolog, świetny pedagog, przewodnik sudecki, która zginęła wraz z mężem Andrzejem Sokołowskim w lawinie podczas wspinaczki w Tatrach słowackich. Organizowała ona akcje "Z młotkiem w góry" - zwykle była to dwugodzinna wycieczka, w którą zabierała 20 osób i wyruszała z nimi na poszukiwania na minerały.
- Tak w to wsiąkliśmy, że w 2022 roku wystąpiliśmy po raz pierwszy w Mistrzostwach świata w płukaniu złota - wyjaśnia Kuba Dudziński. Na czym to polega? Zawodnicy wchodzą do płuczni, czyli specjalnie przygotowanych basenów. Mają ze sobą miskę i fiolkę z zatyczką. Od sędziów otrzymują wiadro z wymieszanym ze złotem piaskiem. Należy jak najszybciej wypłukać złoto, które wkłada się do fiolki.


Olka mistrzowski czas to 1 minuta 17 sekund. Udało mu się wówczas znaleźć 11 drobinek złota. Jak one są duże? Zależy od kraju pochodzenia. W przypadku np. fińskiego złota (które najprawdopodobniej pochodzi z Laponii) na 1 gram złota przypada ok. 280 drobin. Z kolei złoto włoskie, które jest nieznacznie bardziej płaskie, ale spełnia wymagania federacji, to około 380 drobin na 1 gram. Koszt tego 1 grama to około 95 euro.
Złoto i inne minerały są cięższe niż reszta ziemi. Odkładają się więc w określonych miejscach rzek, które trzeba nauczyć się je rozpoznawać. Jednym z takich znaków są np. ołowiane ciężarki wędkarskie. Jeśli w jakimś zakolu rzeki się znajdują, jest duże prawdopodobieństwo, że jest tam złoto.
Na płukanie złota nie potrzeba specjalnych pozwoleń, oczywiście stosując się do zasad. Można pobierać gruz, żwir rzeczny i przesiewać je przez misę czy płucznię (tworzy ona specjalne koryto rzeki, które jest wyłożone matą z rowkami - nadają się do tego m.in. maty samochodowe. Przepływający nurt wody sam separuje złoto i inne minerały od całej reszty, powodując, że osadzają w rowkach).
Do krajów, które są najbardziej przyjazne płukaczom złota, należą m.in. kraje skandynawskie. Tam same gminy wyznaczają parcele, w których można rozpocząć indywidualne poszukiwania. Co ważniejsze, w krajach skandynawskich po znalezieniu złota należy je po prostu zgłosić do urzędu górniczego w celu zarejestrowania.
Naczelnik urzędu skarbowego nie zgubił tego złota w tym miejscu, aby chciał ode mnie część tego, co znalazłem, prawda? - ze śmiechem mówi pan Jakub.
Do najbardziej restrykcyjnych należy m.in. RPA. Tam, jak żartują płukacze, lepiej szmuglować broń czy inne zakazane substancje niż naturalne złoto.
Jednak płukanie złota to nie tylko gorączka poszukiwania kruszcu, a także sposób na wspólne spędzenie czasu na dworze, a podczas płukania nie trzeba milczeć, jak choćby przy łowieniu ryb. Można też poznać fascynujących pasjonatów czy spotkać... renifery, które z zaskoczeniem podczas polarnego dnia przyglądały się grzebiącym w "ich strumieniu" ojcu i synowi. A by zacząć, nie trzeba wiele.
- Wystarczy miska. Można wysypywać piach i liczyć na szczęście - dodaje Olek Dudziński. Do Odry wchodzić nie radzą - zbyt dużo mułu na dnie, choć zawsze można spróbować.
Po więcej opowieści zapraszamy do odsłuchania podcastu "Kurs na poszukiwanie złota (i przy okazji innych minerałów)".