Paliwo jest największym, nie licząc zakupu, kosztem, z jakim musi się liczyć właściciel samochodu. Nic dziwnego, że od kilku tygodni ceny ropy i benzyny na stacjach paliw są jednym z głównych tematów poruszanych prze media. Nie często zdarza się, żeby cena oleju napędowego była wyższa od ceny benzyny. Ostatnio taką sytuację mieliśmy zimą ubiegłego roku i od kiedy sięgam pamięcią, był to pierwszy taki przypadek w Polsce, teraz już wiemy, że nie ostatni.
Olej napędowy drożeje bardziej
Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi. W sezonie grzewczym, kiedy jest zwiększone zapotrzebowanie na olej opałowy, także ceny oleju napędowego (oba produkty pochodne od ropy naftowej) na stacjach paliw od dawna wzrastają w wielu krajach Europy. Czy sezonowy wzrost cen ropy może wpłynąć na popyt na auta z napędem Diesla? Oczywiście może, ale, moim zdaniem, w niewielkim stopniu. Producenci nie powinni się obawiać nagłego odwrotu klientów od silników wysokoprężnych.
Jak podaje JATO Dynamics, firma badająca m.in. specyfikacje nowo kupowanych aut, sprzedaż tych z silnikiem Diesla w 27 krajach europejskich jeszcze w tym roku przewyższy sprzedaż aut z silnikiem benzynowym. Już teraz wysokoprężne napędy stanowią 49,97% spośród 10,5 miliona sprzedanych aut osobowych na Starym Kontynencie (dane z końca sierpnia br.).
Mimo że do średniej europejskiej nam jeszcze daleko, to w Polsce od dłuższego czasu obserwujemy zwiększone zainteresowanie dieslami, a raczej nowoczesnymi turbodieslami. Obecnie taki napęd ma co trzeci samochód wyjeżdżający salonu.
Okazuje się bowiem, że już nie tylko względy ekonomiczne decydują o zakupie takiego silnika, choć te nadal są jednym z głównych czynników branych pod uwagę, ale także ogólne wrażenia z jazdy. Powiedziałbym nawet, że dzisiaj modnie jest posiadać taki samochód.
Diesle są droższe, ale też mniej tracą na wartości. Przyjemność posiadania auta z silnikiem wysokoprężnym kosztuje. Przy porównywalnych parametrach technicznych za diesla trzeba dopłacić od 4 do nawet 50 tys. zł w najwyższych segmentach aut klasy premium.
Test na oszczędność
Do tej pory litr oleju napędowego był średnio o 10 groszy tańszy od benzyny. Postanowiliśmy odwrócić sytuację i zobaczyć, co się stanie, gdy ropa będzie droższa od benzyny o średnio 10 groszy - przez całe 4 lata.
Na przykładach kilku aut z różnych segmentów policzyliśmy, kiedy i czy w ogóle taka inwestycja się zwraca. Założyliśmy, że w ciągu 4 lat przejeżdżamy 120 tys. km. Aby wyniki eksperymentu były bardziej wiarygodne, nasze wyliczenia uzupełniliśmy o wartość rezydualną, tzn. o wartość odsprzedaży po opisanym okresie eksploatacji. Jak powszechnie wiadomo, diesle, mimo wyższej ceny początkowej, mają wyższą wartość rezydualną, co oznacza, że mniej tracą na wartości niż ich benzynowe odpowiedniki.
Spośród czterech dobrowolnie wybranych aut: Fiat Panda, Toyota Corolla, Ford Mondeo i BMW Serii 5 wszystkie, mimo droższego paliwa, wyposażone w napęd Diesla wykazały oszczędności w porównaniu z benzyną. Największe oszczędności, bo prawie 8 tys. zł, przypadły na Toyotę Corollę. Ta uznawana za jedną z najmniej awaryjnych marek cieszy się sporym uznaniem wśród polskich klientów, przez co marka traci stosunkowo mało na wartości.
W tym przypadku zakup diesla również najszybciej się zwraca, bo po przejechaniu już 28,8 tys. km. Odwracając naszą sytuację, tzn. cena benzyny jest wyższa od ceny oleju napędowego, większy wydatek na silnik wysokoprężny zwraca się po przejechaniu już 24,8 tys. km.

Kolejny model - Ford Mondeo, mimo że jego wartość rezydualna jest niższa niż Toyoty, to nadrabia większą różnicą spalania (głównie z uwagi na gabaryty i masę auta) między olejem napędowym a benzyną. I w tym przypadku otrzymaliśmy wynik ponad 5 tys. zł na korzyść ropniaka. Zwrot zakupu 130-konnego diesla zwraca się po przejechaniu 43 tys. km, a po odwróceniu relacji cen paliw już po 33,7 tys. km.
Kolejne dwa skrajne przykłady wykazały bardzo zbliżone i stosunkowo niewielkie oszczędności na poziomie ok. 700 zł: Fiat Panda z napędem 1.3 Multijet nadrobił w stosunku do benzyniaka nie tyle różnicą w spalaniu, bo ta przy tak małej pojemności silnika jest niewielka (0,6 l), ale głównie niewielką różnicą cen zakupu (o 4 tys. droższy od benzyny 1.2) oraz wyższą wartością rezydualną. Zwrot zakupu diesla w tym przypadku zwraca się dopiero po przejechaniu 82 tys. km, natomiast zamieniając cenę benzyny na cenę oleju napędowego - już po 52,5 tys. km.
BMW Serii 5 z kolei, jak każde auto tego i wyższego segmentu, bardzo dużo traci na wartości, więc największe, bo 3-litrowe różnice w spalaniu między wersją 525d a 523i w naszym przypadku droższej ropy zostały zniwelowane właśnie dużą utratą wartości tego modelu i najwyższa z porównywanych aut różnica cen zakupu diesla i silnika wolnossącego.
W Serii 5 zakup 2,5-litrowego diesla zwraca się dopiero po przejechaniu 113,1 tys km, a po zamianie cen paliw po 95,2 tys. km.
Po takich wyliczeniach wniosek pozostaje jeden: silnik nazwiska genialnego, niemieckiego konstruktora Rudolfa Diesla na długo jeszcze pozostanie synonimem oszczędności.
Biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że koncerny produkują coraz nowocześniejsze, czyli: mocniejsze, bardziej ekologiczne i oszczędne silniki z symbolem D, możemy się spodziewać, że już za parę lat także do Polski zawita tendencja z Europy Zachodniej i będzie sprzedawało się u nas więcej ropniaków, aniżeli benzyniaków.
Lifty:
W sezonie grzewczym, kiedy jest zwiększone zapotrzebowanie na olej opałowy, także ceny oleju napędowego na stacjach paliw od dawna wzrastają w wielu krajach Europy.
O kupnie samochodu z napędem Diesla nie decydują już tylko względy ekonomiczne, ale także ogólne wrażenia z jazdy. Dzisiaj modnie jest posiadać taki samochód.
Silnik Diesla na długo jeszcze pozostanie synonimem oszczędności, a samochody z tym napędem, choć są droższe od innych, to jednak mniej tracą na wartości.
Arkadiusz Czarkowski


























































